Synod stwarza nam wielką szansę nawrócenia duszpaster skiego w kluczu misyjnym, a także ekumenicznym – powie dział papież Franciszek podczas inauguracji pierwszego etapu  XVI Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów  „Ku Kościołowi synodalnemu: komunia, uczestnictwo i misja”.  

Po raz pierwszy obejmuje on trzy fazy: lokalną, kontynentalną i  powszechną, rozłożone w czasie na dwa lata od października  2021 r. do października 2023 r. Ojciec Święty zaapelował, by  nie był to czas jałowych dyskusji, lecz słuchania Ducha Świętego, który poprowadzi nas tam, gdzie Bóg chce. 

PRZEMOWIENIE PAPIEŻA W AULI SYNODALNEJ 

Drodzy bracia i siostry, 

Dziękuję, że tu jesteście, na otwarciu Synodu. Przybyliście z  tak wielu dróg i Kościołów, a każdy z was nosi w sercu pytania  i nadzieje, i jestem pewien, że Duch Święty poprowadzi nas i  da nam łaskę, abyśmy razem szli naprzód, abyśmy słuchali  siebie nawzajem i rozpoczęli rozeznawanie w naszych cza 

sach, jednocząc się z wysiłkami i pragnieniami ludzkości. Po wtarzam, że Synod nie jest parlamentem, że Synod nie jest  badaniem opinii; Synod jest momentem eklezjalnym, a prota gonistą Synodu jest Duch Święty. Jeśli nie ma Ducha, nie  będzie Synodu. 

Przeżyjmy ten Synod w duchu modlitwy, którą Jezus zanosił  do Ojca za swoich uczniów: „Aby wszyscy stanowili jedno”  (J 17, 21). Do tego jesteśmy powołani: do jedności, do komu nii, do braterstwa, które rodzi się z poczucia, że jesteśmy  ogarnięci jedyną miłością Boga. Wszyscy, bez różnicy, a w  szczególności my, pasterze, jak pisał św. Cyprian: „Powinni śmy mocno się trzymać tej jedności i jej bronić, a zwłaszcza  będąc biskupami, którzy przewodzą w Kościele, abyśmy do wiedli, że także urząd biskupi jest jeden i ten sam oraz niepo dzielony” (O jedności Kościoła, 5). W jednym ludzie Bożym  idziemy więc razem, aby doświadczyć Kościoła, który otrzymu je i żyje darem jedności i otwiera się na głos Ducha. 

Są trzy kluczowe słowa Synodu: komunia, uczestnictwo i mi sja. Komunia i misja są wyrażeniami teologicznymi, które  określają tajemnicę Kościoła i które warto zapamiętać. Sobór Watykański II jasno stwierdził, że komunia wyraża samą natu rę Kościoła, a jednocześnie potwierdził, że Kościół otrzymał  „posłannictwo głoszenia i krzewienia królestwa Chrystusa i  Boga wśród wszystkich narodów, i stanowi zalążek oraz za czątek tego królestwa na ziemi” (Lumen gentium, 5). Są to  dwa słowa, poprzez które Kościół kontempluje i naśladuje  życie Trójcy Przenajświętszej, tajemnicę komunii ad intra i  źródło misji ad extra. Po okresie refleksji doktrynalnej, teolo gicznej i duszpasterskiej, która charakteryzowała recepcję  Vaticanum II, św. Paweł VI pragnął w tych dwóch słowach – komunia i misja – zawrzeć „główne kierunki sformułowane  przez Sobór”. Wspominając otwarcie Soboru, powiedział, że  główne linie przewodnie to „komunia, to znaczy spójność i  wewnętrzna pełnia, w łasce, prawdzie i współpracy […] oraz  misja, to znaczy zaangażowanie apostolskie we współcze snym świecie” (Anioł Pański, 11 października 1970), które nie  jest prozelityzmem. 

Jan Paweł II, zamykając Synod w 1985 roku, dwadzieścia lat  po zakończeniu zgromadzenia soborowego, pragnął również  powtórzyć, że naturą Kościoła jest koinonia: z niej wypływa  misja bycia znakiem wewnętrznego zjednoczenia rodziny  ludzkiej z Bogiem. I dodaje: „Jest rzeczą jak najbardziej wska 

zaną, aby w Kościele odbywały się synody zwyczajne, a w  razie potrzeby także nadzwyczajne”, które, aby przyniosły  owoce, muszą być dobrze przygotowane: „trzeba, aby w Ko ściołach lokalnych pracowano nad ich przygotowaniem z  udziałem wszystkich” (Przemówienie na zakończenie II Nad zwyczajnego Zgromadzenia Synodu Biskupów, 7 grudnia 1985  r.). Oto więc trzecie słowo: uczestnictwo. Komunia i misja  mogą pozostać pojęciami nieco abstrakcyjnymi, jeśli nie bę dziemy pielęgnowali praktyki kościelnej, która wyra ża konkretność synodalności na każdym etapie drogi i pracy,  krzewiąc rzeczywiste zaangażowanie wszystkich i każdego.  Chciałbym powiedzieć, że celebrowanie Synodu jest zawsze  piękne i ważne, ale jest ono naprawdę owocne, jeśli staje się  żywym wyrazem bycia Kościołem, działania nacechowanego  prawdziwym uczestnictwem. 

I to nie ze względu na wymogi stylu, lecz wiary. Uczestnictwo  jest wymogiem wiary chrzcielnej. Jak mówi apostoł Paweł:  „Wszyscyśmy bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni,  [aby stanowić] jedno Ciało” (1 Kor 12, 13). Punkt wyjścia, w  ciele kościelnym, jest ten i żaden inny: chrzest. Z chrztu, który  jest źródłem naszego życia, wypływa równa godność dzieci  Bożych, chociaż w różnicy posług i charyzmatów. Z tego powodu wszyscy są wezwani do uczestnictwa w życiu Kościoła i  jego misji. Jeśli brakuje prawdziwego uczestnictwa całego ludu  Bożego, mówienie o komunii może pozostać tylko pobożnym  życzeniem. Poczyniliśmy postępy w tej dziedzinie, ale nadal  istnieją pewne trudności i jesteśmy zmuszeni odnotowywać  kłopoty i cierpienie wielu pracowników duszpasterskich, organów partycypacyjnych diecezji i parafii, kobiet, które często  nadal pozostają na marginesie. Wszyscy muszą uczestniczyć:  jest to nieodzowne zaangażowanie kościelne! Wszyscy  ochrzczeni, to jest dowód tożsamości: chrzest. 

Choć Synod stwarza nam wielką szansę nawrócenia duszpa sterskiego w kluczu misyjnym a także ekumenicznym, nie jest  wolny od pewnych zagrożeń. Wspomnę o trzech z nich.  Pierwszym z nich jest formalizm. Można sprowadzić Synod do  wydarzenia nadzwyczajnego, ale fasadowego, tak jak byśmy  patrzyli na piękną fasadę kościoła, nigdy nie wchodząc do jego  wnętrza. Synod jest natomiast drogą prawdziwego rozeznania  duchowego, którego nie podejmujemy po to, by dać dobry  obraz samych siebie, ale po to, by lepiej współpracować w  dziele Boga w dziejach. Dlatego, jeśli mówimy o Kościele  

synodalnym, nie możemy zadowalać się formą, ale potrzebu jemy także treści, narzędzi i struktur, które sprzyjają dialogowi i  interakcji wewnątrz ludu Bożego, zwłaszcza między kapłanami  a świeckimi. Dlaczego to podkreślam? Ponieważ czasami w  urzędzie kapłańskim jest pewna elitarność, która sprawia, że  odrywa się on od świeckich; i kapłan ostatecznie staje się  „panem szopy”, a nie pasterzem całego Kościoła, który idzie  naprzód. Wymaga to przekształcenia pewnych centralistycz nych, wypaczonych i fragmentarycznych wizji Kościoła, posługi  kapłańskiej, roli świeckich, odpowiedzialności eklezjalnej, roli  zarządzania i tak dalej… 

Drugim zagrożeniem jest intelektualizm – abstrakcja, rzeczy wistość idzie w tym kierunku, a my z naszymi refleksjami  idziemy gdzie indziej – przekształcenie Synodu w rodzaj grupy  studyjnej, z uczonymi, lecz abstrakcyjnymi wypowiedziami na  temat problemów Kościoła i zła świata; w rodzaj „rozmowy o  sobie”, gdzie postępujemy w sposób powierzchowny i świato wy, popadając w końcu w jałowe klasyfikacje ideologiczne i  partyjne, odrywając się od rzeczywistości Świętego Ludu Bo żego, od konkretnego życia wspólnot rozproszonych po całym  świecie. 

Wreszcie, może pojawić się pokusa bezczynności: ponieważ  „zawsze się tak robiło” (Adhort. apost. Evangelii gaudium, 33)  – to słowo jest trucizną w życiu Kościoła, „zawsze się tak robi ło”, lepiej nie zmieniać. Ci, którzy zmierzają w tym kierunku,  nawet nie zdając sobie z tego sprawy, popełniają błąd polega jący na niepoważnym traktowaniu czasu, w którym żyjemy.  Ryzyko polega na tym, że w końcu dla nowych problemów  przyjmuje się stare rozwiązania: łatę z surowego sukna, która  w końcu tworzy jeszcze gorsze rozdarcie (por. Mt 9, 16). Z  tego powodu ważne jest, aby Droga Synodalna była rzeczywi ście taka, aby była procesem w trakcie tworzenia; aby anga żowała, na różnych etapach i oddolnie Kościoły lokalne, w  dzieło pełne fascynacji i ukonkretnione, które wyznacza styl  komunii i uczestnictwa naznaczony misją. 

Przeżyjmy zatem tę sposobność spotkania, słuchania i refleksji  jako czas łaski, bracia i siostry, czas łaski, który w radości  Ewangelii pozwoli nam wykorzystać co najmniej trzy szanse.  Pierwszą z nich jest dążenie, nie sporadycznie, lecz strukturalnie, do Kościoła synodalnego: miejsca otwartego, gdzie  wszyscy czują się jak w domu i mogą uczestniczyć. Synod  daje nam zatem szansę stania się Kościołem słuchania: uczy nienia pauzy w naszych rytmach, zatrzymania naszych dusz pasterskich niepokojów, aby stanąć i słuchać. Słuchać Ducha  na adoracji i w modlitwie. Jak bardzo brakuje nam dziś modli twy adoracji! Wielu straciło nie tylko zwyczaj, ale nawet pojęcie  tego, co oznacza adorować. Słuchać naszych braci i sióstr  mówiących o nadziejach i kryzysach wiary w różnych czę ściach świata, o pilnej potrzebie odnowy życia duszpasterskie go, o sygnałach płynących z rzeczywistości lokalnych. Wresz cie, mamy szansę stać się Kościołem bliskości. Zawsze wra camy do stylu Bożego: Bożym stylem jest bliskość, współczu cie i czułość. Bóg zawsze tak działał. Jeśli nie dojdziemy do  tego Kościoła bliskości z postawą współczucia i czułości, nie  będziemy Kościołem Pana. A to nie tylko słowem, ale i obec nością, tak aby tworzyć mocniejsze więzi przyjaźni ze społe czeństwem i światem: Kościołem, który nie odgradza się od  życia, ale bierze na siebie kruchość i ubóstwo naszych cza sów, lecząc rany i uzdrawiając zranione serca balsamem Bo ga. Nie zapominajmy o stylu Boga, który ma nam pomóc:  bliskość, współczucie i czułość. 

Drodzy bracia i siostry, niech ten Synod będzie czasem peł nym Ducha Świętego! Bo to Ducha potrzebujemy, nieustannie nowego tchnienia Boga, który uwalnia nas od wszelkiego za mknięcia, ożywia to, co martwe, rozluźnia kajdany i rozsiewa  radość. Duch Święty jest tym, który prowadzi nas tam, gdzie  Bóg chce, abyśmy poszli, a nie tam, gdzie zaprowadziłyby nas  nasze osobiste idee i upodobania. Ojciec Congar, świętej  pamięci, przypomniał nam: „Nie trzeba zmieniać Kościoła,  natomiast trzeba zmienić coś w Kościele” (Prawdziwa i fałszy wa reforma w Kościele, Kraków 2001, 260). To jest wyzwanie.  Aby Kościół był „inny”, otwarty na nowość, którą chce mu za proponować Bóg, przyzywajmy z większą mocą i częściej  Ducha Świętego i pokornie Go słuchajmy, idąc razem, tak jak  pragnie On, stwórca komunii i misji, to znaczy pojętni i odważni. 

Za:  www.vatican.va

HOMILIA PAPIEŻA NA ROZPOCZĘCIE SYNODU BISKUPÓW

Pewien człowiek, bogacz, idzie na spotkanie z Jezusem, w  chwili gdy „wybierał się On w drogę” (Mk 10, 17). Wiele razy  Ewangelie przedstawiają nam Jezusa „w drodze”, gdy towa rzyszy idącemu człowiekowi i słucha pytań, jakie nurtują i nie pokoją jego serce. W ten sposób objawia nam, że Bóg nie  mieszka w miejscach jałowych i spokojnych, z dala od rzeczy wistości, ale idzie z nami i dołącza do nas, gdziekolwiek jeste śmy, na wyboistych niekiedy drogach życia. I dziś, gdy rozpo czynamy drogę synodalną, zadajemy sobie wszyscy – papież,  biskupi, kapłani, osoby konsekrowane, bracia i siostry świeccy  – pytanie: czy my, wspólnota chrześcijańska, ucieleśniamy styl  Boga, który kroczy przez dzieje i uczestniczy w wydarzeniach  ludzkości? Czy jesteśmy gotowi podjąć przygodę podróży, czy  też, bojąc się nieznanego, wolimy schronić się w wymówkach  typu „nie potrzeba” i „zawsze robiliśmy to w ten sposób”? 

Odbywanie Synodu oznacza wspólne podążanie tą samą dro gą. Spójrzmy na Jezusa, który na drodze naj pierw spotyka bogacza, potem słucha jego pytań, a w końcu  pomaga mu rozeznać, co ma czynić, aby mieć życie wiecz ne. Spotkać, słuchać, rozeznawać: są to trzy czasowniki Syno du, na których chciałbym się skupić. 

Spotkać. Ewangelia rozpoczyna się opisem spotkania. Pewien  człowiek idzie na spotkanie Jezusa i klęka przed Nim, zadając  Mu decydujące pytanie: „Nauczycielu dobry, co mam czynić,  aby osiągnąć życie wieczne?” (w. 17). Pytanie tak ważne wymaga uwagi, czasu, gotowości spotkania z drugim człowiekiem  i pozwolenia, by jego niepokój stał się dla nas wyzwaniem.  Istotnie, Pan nie jest obojętny, nie okazje poirytowania czy  zaniepokojenia, wręcz przeciwnie, zatrzymuje się z nim. Jest  gotów na spotkanie. Nic nie pozostawia Go obojętnym,  wszystko go fascynuje. Spotkanie twarzy, wymiana spojrzeń,  dzielenie się historią każdej osoby: tak wygląda bliskość Jezusa. On wie, że spotkanie może zmienić życie. A Ewangelia jest pełna spotkań z Chrystusem, które podnoszą na duchu i  uzdrawiają.

Także i my, rozpoczynający tę drogę, jesteśmy wezwani, by  stać się ekspertami w sztuce spotkania. Nie w organizowaniu  wydarzeń, czy rozważań teoretycznych nad problemami, ale  przede wszystkim w poświęcaniu czasu na spotkanie z Panem  i promowaniu spotkań między sobą. Czasu, by uczynić przestrzeń dla modlitwy, adoracji, na to, co Duch chce powiedzieć  Kościołowi; na zwrócenie się ku twarzy i słowu drugiego czło wieka, na spotkanie twarzą w twarz, by dać się poruszyć pyta niami sióstr i braci, by pomagać sobie nawzajem, aby uboga cała nas różnorodność charyzmatów, powołań i posług. Każde  spotkanie – jak wiemy – wymaga otwartości, odwagi, gotowo ści, by pozwolić sobie na wyzwanie, jakie stawia przed nami  oblicze i historia drugiego człowieka. Podczas gdy czasami  wolimy schronić się w relacjach formalnych lub przywdziewać  maski sytuacyjne, spotkanie nas przemienia i często podpo wiada nowe drogi, o których obraniu nie myśleliśmy. Często  właśnie w ten sposób Bóg wskazuje nam drogi, którymi mamy  podążać, wydobywając nas z naszych znużonych przyzwycza jeń. Wszystko się zmienia, gdy jesteśmy zdolni do prawdziwe go spotkania z Nim i ze sobą nawzajem. Bez formalności, bez  udawania, bez sztuczek. 

Drugi czasownik: słuchać. Prawdziwe spotkanie rodzi się jedy nie ze słuchania. Jezus rzeczywiście słucha pytania tego czło wieka, jego niepokoju religijnego i egzystencjalnego. Nie daje  zwyczajowej odpowiedzi, nie proponuje gotowego rozwiązania,  nie udaje, że uprzejmie odpowiada, tylko po to, by się go po zbyć i iść dalej swoją drogą. Wysłuchuje go. Jezus nie lęka  się słuchać sercem, a nie tylko uszami. Istotnie, Jego odpo wiedź nie ogranicza się do dostrzeżenia pytania, ale pozwala  bogaczowi opowiedzieć swoje dzieje, swobodnie mówić o  sobie. Chrystus przypomina mu o przykazaniach, a on zaczyna opowiadać o swoim dzieciństwie, o swojej drodze religijnej, o  tym, jak usiłował szukać Boga. Kiedy słuchamy sercem, to  właśnie się dzieje: druga osoba czuje się mile widziana, nie  osądzana, ma swobodę opowiadania o swoich doświadczeniach i drodze duchowej. 

Zadajmy sobie pytanie: jak my w Kościele słuchamy? Jak wy gląda „słuch” naszego serca? Czy pozwalamy ludziom wyrażać  siebie, kroczyć w wierze, nawet jeśli mają trudne drogi życio we, wnosić wkład w życie wspólnoty bez przeszkód, odrzuce nia czy osądzania? Czynić Synod, to stanąć na tej samej dro dze, co Słowo, które stało się człowiekiem: to iść Jego ślada mi, wsłuchując się w Jego Słowo wraz ze słowami innych. To  odkrywanie ze zdumieniem, że Duch Święty wieje w sposób  zawsze zaskakujący, aby podsunąć nowe drogi i języki. Jest to  ćwiczenie powolne, być może męczące, żeby nauczyć się  słuchać siebie nawzajem – biskupi, księża, zakonnicy i świeccy  – unikając sztucznych i powierzchownych odpowiedzi. Duch  Święty prosi nas, abyśmy wsłuchiwali się w pytania, niepokoje,  nadzieje każdego Kościoła, każdego ludu i narodu. A także  byśmy wsłuchiwali się w świat, w wyzwania i zmiany, jakie  przed nami stawia. Nie uciszajmy naszych serc, nie blokujmy  się w naszych pewnikach. Posłuchajmy się nawzajem. 

Wreszcie, rozeznać. Spotkanie i wysłuchanie siebie nawzajem  nie są celem samym w sobie, pozostawiając rzeczy takimi,  jakimi są. Przeciwnie, kiedy podejmujemy dialog, zadajemy  sobie pytania, jesteśmy w drodze, a w końcu nie jesteśmy tacy  sami, jak na początku, jesteśmy odmienieni. Pokazuje to nam  dzisiaj Ewangelia. Jezus wyczuwa, że człowiek, który przed  Nim stoi, jest dobry i religijny, zachowuje przykazania, ale chce  go wyprowadzić dalej, poza zwyczajne przestrzeganie przyka zań. W dialogu pomaga mu rozeznać. Proponuje, aby spojrzał w głąb siebie, w świetle miłości, z jaką On sam, wpatrując się  w niego, miłuje go (por. w. 21), i aby w tym świetle rozeznał, do  czego naprawdę przywiązane jest jego serce. I wtedy odkrywa,  że jego dobro nie polega na dodawaniu kolejnych aktów religijnych, lecz przeciwnie, na ogołoceniu siebie samego: na sprze daniu tego, co zajmuje jego serce, by uczynić miejsce dla Boga. 

Jest to cenna wskazówka również dla nas. Synod jest proce sem rozeznania duchowego, którego dokonuje się na adoracji,  w modlitwie, w kontakcie ze Słowem Bożym. A dzisiejsze dru gie czytanie mówi nam, że Słowo Boże „jest żywe i skuteczne,  ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do  rozdzielenia duszy i ducha, […] zdolne osądzić pragnienia i  myśli serca” (Hbr 4, 12). Słowo otwiera nas na rozeznanie i je  oświetla. Ukierunkowuje ono Synod, aby nie był on kościelnym  „zjazdem”, konferencją naukową czy kongresem politycznym,  lecz wydarzeniem łaski, procesem uzdrowienia prowadzonym  przez Ducha Świętego. W tych dniach Jezus wzywa nas, tak  jak to uczynił z bogatym człowiekiem w Ewangelii, do ogołoce nia się, do pozbycia się tego, co światowe, a także naszych  zamknięć i powtarzających się wzorców duszpasterskich; do  postawienia sobie pytania, co Bóg chce nam powiedzieć w tym  czasie i w jakim kierunku chce nas poprowadzić. 

Drodzy bracia i siostry, życzę nam dobrej wspólnej drogi! Oby śmy byli pielgrzymami zakochanymi w Ewangelii, otwartymi na  niespodzianki Ducha Świętego. Nie przegapmy okazji łaski  spotkania, słuchania siebie nawzajem, rozeznawania. Żyjmy  radością wiedząc, że gdy szukamy Pana, to On pierwszy wy chodzi nam na spotkanie ze swoją miłością. 

Za: www.radiomaryja.pl